sobota, 16 lutego 2013

Charlotte Brontë: „Dziwne losy Jane Eyre”



               Nie mogę napisać nawet, że utwór Charlotte był gorszy od „Wichrowych wzgórz” jej siostry, ponieważ był do tego stopnia zły, że dzieła ciężko w ogóle porównać.
                Pominąwszy już niezwykłą naiwność książki (miałam wrażenie, że tę historię wymyśliła 12-letnia dziewczynka, a przecież autorka wydając książkę była już po 30!), razi wręcz prostota jej fabuły. W utworze, pomimo jego sporej objętości (wydanie, które czytałam: 555 stron) poznajemy raptem 19 osób, z czego 9 jest zaledwie wspomnianych,  jedna to dziecko, a kolejne 7 to niezbyt rozwinięte postaci poboczne, służące jedyne temu, by w książce mogły pojawić się jakiekolwiek dialogi. Cały tekst skupia się tylko i wyłącznie wokół tytułowych losów Jane Eyre, które są nie tyle dziwne, co po prostu przewidywalne już od pierwszych stron. Bo cóż może się stać, gdy w jednym domu przebywa guwernantka, dziecko, samotny pan włości oraz nieliczna służba?
                Pan Rochester swoim zachowaniem oraz wypowiedziami bynajmniej nie przywodzi na myśl szlachcica. Zachowania jego są infantylne a słów, które w jego usta włożyła autorka, nie mogę sobie wyobrazić jako choćby myśli kiełkujących w głowie jakiegokolwiek mężczyzny. Widać, że jest to postać stworzona przez kobietę, to po prostu bardzo płytkie wyobrażenie Charlotte Brontë na temat płci przeciwnej. Nie wydaje mi się, by charakter pana Rochestera miał cokolwiek wspólnego  z którymkolwiek mężczyzną na świecie. Nie ma w nim ani inteligencji, ani dumy, ani postawy godnej arystokraty. Nawet władczość, którą z początku autorka próbowała mu przypisać, w miarę narastania stron przeczytanych w stosunku do nieprzeczytanych, topnieje jak śniegi w kwietniu, pozostaje jedynie bałwochwalcze uwielbienie oraz idiotyczne wypowiedzi.
                Dialogi zachodzące między nim a Jane usiłują uchodzić za inteligentne i głębokie, w rzeczywistości takimi nie są. Jest to raczej mówienie o rzeczach prostych w sposób trudny. Otrzymujemy więc fatalną mieszankę: infantylne zachowania i pseudo- inteligentne rozmowy, przydługie i nużące opisy miejsc oraz przemyśleń oraz irytującą główną bohaterkę, co razem składa się na 555 stron  niezbyt dobrej lektury.
                Nie jestem w stanie nic dobrego powiedzieć o tej książce, ani też nikomu jej polecić. Chyba, że 12- latce, która pragnie przeczytać Kopciuszka w trochę innej odsłonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz