Klasyka,
klasyka… „Duma i uprzedzenie” to książka, którą wzięłam z półki tylko i
wyłącznie dlatego, że wypada ją znać. Przyznam wprost- nie jestem fanką
romansów. Może po prostu źle trafiam, ale będąc absolutnie szczerą- te, które
przeczytałam dotychczas (z jednym tylko wyjątkiem) były na tyle kiepskie, że
nawet szkoda byłoby mi czasu na recenzowanie ich.
Była
to pierwsza książka Jane Austen, którą miałam zamiar przeczytać, nie znałam też
jej ekranizacji, więc nie byłam jakoś szczególnie pozytywnie lub negatywnie
nastawiona. Pierwsze strony zmęczyły mnie. Wiedziałam, że dobrnę do końca, ponieważ
nie lubię czegoś zaczynać i nie kończyć, jednak obawiałam się czytania bardziej
z obowiązku niż z fascynacji.
Stąd
też niezwykłe było dla mnie to, jak bardzo książka mnie wciągnęła, wprost nie
mogłam się oderwać, co dawno mi się nie zdarzyło.
Fabuła
może banalna: pięć panien poluje na męża. Jednak każda z sióstr ma zupełnie
odmienny charakter, zawsze z naciskiem na jedną, konkretną cechę. Jane jest
skryta i niezwykle dobra, Lizzy niezwykle inteligentna, Kitty i Lidya są
niezwykle puste i głupie. Za najmniej wiarygodną i słabo dopracowaną uważam
Mary, która żyje w świecie książek i praktycznie niczym innym poza czytaniem
się nie zajmuje. Jane Austen wykreowała bardzo proste postaci, po których
wiadomo, czego się spodziewać.
Co
więc w książce mnie tak zachwyciło? Sposób, w jaki jest napisana. Dopiero po
jej odłożeniu zdałam sobie sprawę ze wszystkich tych banałów i schematów, w
trakcie czytania pochłaniałam ją linijka po linijce. Książka opiera się głównie
na dialogach. Ciężko o bogate opisy miejsc czy krajobrazów, czego jednak nie
uznałabym za wadę- w mojej wyobraźni miejsca pięknie kreowały się bez wskazówek
autorki. Pomimo, że sposób prowadzenia rozmowy oraz konstrukcji wypowiedzi dla
współczesnych jest dość toporny i sztuczny, dość szybko można się do niego
przyzwyczaić . Książka jest dowcipna i lekka. Oprócz miłosnych problemów sióstr
porusza również ważny problem tamtego okresu, mianowicie- prawo dziedziczenia majątku,
które nie uwzględniało rodziny zmarłego. Kobiety po zmarłej głowie rodziny były
więc skazane na łaskę lub niełaskę krewnych.
Zaraz
po skończeniu książki obejrzałam ekranizację. Uważam, że film jest dobry,
jednak mam wrażenie, że bez znajomości książki moja ocena mogłaby być inna.
Sporo wątków zostało wyciętych oraz niezbyt dobrze został ujęty przedział
czasu, w jakim wydarzenia się rozgrywały. Na podstawie filmu można bowiem
przypuszczać, że wydarzenia rozgrywają się w ciągu kilku dni, na podstawie
książki wiem, że jest to prawie rok. Stąd polecam najpierw książkę, a później
film;)
Książka
bardzo mi się podobała. Za jakiś czas chętnie do niej wrócę, póki co ochoczo
pobiegłam do biblioteki po kolejną książkę Jane Austen.
Uwaga,
bo polubię romanse!
"Duma" jest klasyką romansu :). Choć myślę, że nasza rodzima "Trędowata" nie jest od niej wiele gorsza (ale to może sentyment z dzieciństwa...).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ekranizację, polecam pięciogodzinny miniserial BBC. Oni zawsze robią najlepsze (przypuszczam, że oglądałaś ten film z Keirą K.).
Tak, oglądałam ekranizację z 2005 z Keirą Knightley. O tym miniserialu nie słyszałam wcześniej, ale z pewnością obejrzę, dziękuję;)
Usuń