poniedziałek, 21 stycznia 2013

Cassandra Clare, "Mechaniczny Anioł"



Na początek pragnę poinformować, że nie była to pierwsza książka tej autorki, którą przeczytałam (jestem po lekturze 4 tomów serii ,,Dary Anioła”). Jest to o tyle ważne dla poniższej recenzji, że znajomość wcześniejszej twórczości pani Cassandry Clare w dużej mierze wpłynęła na moją negatywną ocenę tego utworu.
                W „Mechanicznym Aniele” bowiem nie zostałam niczym zaskoczona. Główna bohaterka, Tessa, jest kalką Clarissy z „Darów Anioła”. Również imię Willa można spokojnie zamienić na Jace. Charaktery postaci są nie tyle podobne, co po prostu identyczne z charakterami ich poprzedników (czy następców, zależy czy trzymać będziemy się chronologii opowieści czy wydań). Z początku miałam nadzieję, że podobieństwo wynika z dalekiego pokrewieństwa, przynajmniej w przypadku Willa i Jace’a, jednak przecież, jeśli wierzyć naukowcom, genetyka przekazuje jedynie skłonności, a nie charaktery w całości, w niczym nie zmienione. Również relacje między postaciami , ich uczucia oraz zachowania względem siebie, są kopią tych znanych mi z „Darów…”.
                Nie tylko bohaterowie, ale cały utwór okazał się dość schematyczny. Wprawdzie akcja osadzona była w XIX wiecznym Londynie, kulturalna specyfika Anglii z tamtych czasów nakazywała więc utrzymanie odpowiedniego stylu opowieści, jednak na tym kończą się różnice. Czy to wina mojej zbyt dobrej „znajomości” prozy autorki (chociaż, czy 4 książki to tak wiele?), czy brak oryginalności z jej strony, nie wiem, ale fabuła od początku była dla mnie niezwykle przewidywalna, przez co książka szybko zaczęła mnie męczyć.
                Próbując jednak odrzucić (co z niemałym trudem mi przychodzi) analizę ogólną twórczości pani Clare, skłonna jestem przyznać, że osobom, dla których jest to pierwsze zetknięcie z jej twórczością, „Mechaniczny Anioł” może się spodobać. Książka jest lekka, fabuła wciągająca. Nie ma potrzeby siedzenia w ciszy i kompletnym skupieniu, by nie zagubić się pośród tuzina wątków, bo też aż tylu nie sposób się doszukać.  Brak nużących opisów miejsc czy przeżyć, akcja toczy się wartko.  Bezsprzecznym atutem prozy Cassandry Clare są dialogi, będące w większości lekkimi i niewymuszonymi, okraszone dobrym poczuciem humoru.
                 Autorka opatrzyła każdy rozdział cytatem, stanowiącym swego rodzaju motto czy też wstęp do jego treści, co staje się okazją do kontaktu z ambitną poezją angielską. Osobiście uważam to za jeden z największych plusów książki.
                Postaci są raczej wyidealizowane, ciężko uwierzyć, by ich pierwowzory rzeczywiście stąpały po ziemi. Ich zachowanie często wydaje się dość infantylne, ale czegóż można się spodziewać po 16- i 17- latkach. Nie jest to raczej literatura z górnej półki, dzięki czemu książka nadaje się równie dobrze do autobusu, jak i do łóżka po męczącym dniu.
                W książce padło jedno zdanie, przy którym na moment się zatrzymałam, wyróżnia się z pewnością spośród całości (bowiem większej ilości tego typu zdań w książce próżno szukać.). Cyt. „Zawsze trzeba być ostrożnym z książkami i z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi.”
                Chociaż ta książka, mimo braku ostrożności, mnie nie zmieniła, nie należy też do najgorszych, jakie w życiu dane mi było przeczytać. Jak wspomniałam na początku, moja krytyczna opinia w dużej mierze wynika ze znajomości pozostałych utworów Cassandry Clare. Stąd nie jestem pewna, czy sięgnę po ,,Mechanicznego Księcia”.