Nie wiem
jakiego słowa użyć, by określić, jak bardzo podobała mi się ta książka. Jest to
jedno z niewielu dzieł, w których podobało mi się absolutnie wszystko. Nie jestem
w stanie niczego negatywnego o nim powiedzieć.
Od dwóch
dni nie potrafię otrząsnąć się z wrażenia, jakie na mnie wywarła „Pokuta”.
Piękny język, jakim posługuje się autor, bogactwo słów i barw dają wspaniały
opis nie tyle miejsc, co uczuć. W pewnym momencie następuje pełne porozumienie:
czytelnik staje się bohaterem. Czuje i myśli to samo, co on. Tęskni, kocha,
przeżywa ból.
Autor
opisuje nam te same chwile z perspektywy różnych osób. Można w pełni zaobserwować,
jak bardzo wiek, płeć oraz charakter wpływają na postrzeganie: jedna chwila,
która zmieniła bieg historii rodziny ma tak różne odsłony. W dalszej części
tekstu autor opisuje ten sam czas- czas wojny- widziany oczyma Birony, Cecilii
oraz Robbiego. Każde z nich żyje, myśli i kocha inaczej. A czytelnik wraz z
nimi.
W książce
tak naprawdę nie dzieje się wiele. Największe znaczenie fabularne mają pierwsze
jej strony, dalsza część to tak naprawdę skutek dawnych wydarzeń, walka z nim i
próba przezwyciężenia złego losu. Zakończenie całej historii nie jest pewne.
Czytelnik obserwując wydarzenia z różnych perspektyw, znając uczucia wszystkich
bohaterów wie, że dokładnie każde rozwiązanie będzie trudne, w jakiś sposób
niesprawiedliwe i niespełniające oczekiwań. A jakieś musi nastąpić. I rozczarować,
mniej lub bardziej.
Książkę
czyta się dobrze, jednak nie lekko. Zdecydowanie więcej jest w niej opisów niż
dialogów, a są one o tyle ważne, że zawarte w nich jest całe przesłanie i treść.
Choć napisane przepięknym językiem i głębokie mogą zniechęcić kogoś, kto
preferuje wartką akcję i opowieść opartą głównie na interakcji między bohaterami.
Opowieść
niezwykle wzruszająca. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek książka w ciągu ostatnich
miesięcy tak bardzo mnie poruszyła i sprowokowała tak wiele refleksji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz