Jest to
historia kobiety, Żydówki, porwanej nie przez wiatr, ale przez wicher drugiej
wojny światowej, własnych, niekiedy nieprzemyślanych dobrze decyzji oraz
nienawiści ludzkiej. W książce spotykamy portrety ludzi różnych narodowości, które,
gdyby nie propaganda Niemiec, być może żyłyby nadal obok siebie w pokoju. Nienawiść
spowodowana została nie własnym, negatywnym doświadczeniem, ale powtarzaną
tysiąckroć opinią, którą po czasie każdy przyjął za również własną.
Fascynację
budzi przede wszystkim miejsce rozgrywania się powieści- mało ważny region
świata, dla którego musiałam- o zgrozo- wspomóc się mapą Europy, by we własnej
głowie odpowiednio go umieścić. Mieszanka kultur, języków, dawnych czasów
tworzą porywającą atmosferę, która mnie osobiście pociągnęła bardziej niż opisywane dzieje kobiety.
Autorka
dołożyła wszelkich starań, by jak najlepiej odzwierciedlić klimat tamtych
czasów. Mnie zafascynowało odzwierciedlenie używanych języków. Niektóre
pojęcia wprowadzone są po niemiecku, liczne po żydowsku. Gwary zostały
umiejętnie oddane w naszym ojczystym języku. Pełen szacunek dla pana Wajsa,
autora przekładu książki- myślę, że miejscami wymagało to naprawdę ciężkiej
pracy, a efekt jest naprawdę wspaniały.
Jeśli o
główną fabułę chodzi, jak już wspomniałam wcześniej- nie porwała mnie. Być może
byłoby inaczej, gdyby nie pierwsze zdania książki, w których autorka deklaruje
prawdziwość opisywanych wydarzeń. Zrodziło to pewne nastawienie,
którego niestety każda kolejna strona nie spełniała. We wiarygodność całej
historii ostatecznie uderzyły jej ostatnie strony, moim zdaniem fatalne.
Zupełnie zanika wspaniały styl autorki, pojawia się w zamian za to wątek rodem
z taniego, kioskowego romansu.
Stąd ciężko mi ocenić książkę.
Gdybym po uwagę miała brać jedynie wątki dotyczące Bajli oraz cały wspaniały
klimat opowieści, zasługiwałaby na mocną 5, jednak opis losów drugiej kobiety
sprawia, że ocena ta leci na łeb, na szyję… A nie mam na myśli
jedynie fabularnej strony, lecz również tą artystyczną.